Przenosiny

czwartek, 28 lutego 2013

CO BYŁO DO UDOWODNIENIA

Szyta Bluzka, Która Miała Coś Udowodnić skończona i w końcu mogę ujawnić, co chciałam udowodnić.

O tym, że sporo materiałów upchanych w mojej Szafie Robótkowej pochodzi z second handów, wiedzą chyba wszyscy tu zaglądający. Nie kupuję wszystkiego, co mi się w łapy pcha, staram się wybierać tylko to, co się na mnie rzuci, nie chce puścić i gatunkowo trzyma jakiś poziom. Ale kilka tygodni temu postanowiłam zrobić eksperyment - kupić w sh materiał, którego normalnie nawet bym do ręki nie wzięła, który nie wydzierał się do mnie "bierz mnie, kup mnie, tnij i szyj!!!". Coś takiego, co po przyniesieniu do domu i wyjęciu z reklamówki wywoła u mnie jęk rozpaczy: "i po coś ty to, babo, kupiła?" i udowodnić, że da się uszyć z tego rzecz noszalną i estetyczną.
Nawet nie musiałam długo szukać. Z półki zalśniła na mnie materia kojarząca się od razu z zasłonami w mojej szkole podstawowej - "aksamit/plusz" z minionej epoki, z krótkim zmierzwionym włoskiem. Na dodatek w kolorze ciemnego mchu. Bingo!!! Tkanina idealna do obchodzenia wielkim łukiem.
Ślubny na widok tegoż chyba lekko zaniemówił, ale powstrzymał się od gwałtownych komentarzy (nie odzywał się też na etapie krojenia i początków szycia :))), a ja po szybkiej burzy jednego mózgu postanowiłam - bluzka będzie. Z rozpędu dołożyłam białą przezroczystą tkaninę na rękawy (też z sh) i białe wypustki (chyba najdroższe z tej całej imprezy rozrywkowej).

Całość wygląda tak. Zdjęcie na mnie, jakość fatalna, ale pogoda... wiecie, o co chodzi :)

Bluzka teoretycznie szyta według modelu 108 z Burdy 8/2001. Jednak zafundowałam jej sporo zmian.

Całość nieco dłuższa, bez cięcia/zapięcia na tyle.
Rękawy z jednego kawałka, 3/4, szerokie na dole, zbierane w mankiety i leciutko marszczone na górze (co widać na pierwszym zdjęciu).

I w ramach udziwnień wypustka między materią A i materią B :))
To zdjęcie chyba najlepiej oddaje kolor tego "pluszu".

Dołożyłam plisę przy dekolcie i odcięłam ją wypustką, żeby się cokolwiek działo w okolicach szyi. Sam dekolt niewielki, lekko łódkowaty.

Kompletnie przezroczysta materia rękawów zmusiła mnie do bardzo starannego wykorzystania szwu francuskiego, żeby było wysoce estetycznie.

Ale to nie koniec - rękawy też musiałam wszyć tak, że mucha nie siada, farfocel nie wystaje. Skończyło się na wszyciu, dodatkowym przeszyciu wszystkich warstw zapasu szwów razem, żeby się od środka kupy trzymało. Podwinięciu i ręcznym przyszyciu do spodu zielonej tkaniny "pluszowatej", żeby nawet śladu po zapasach nie było widać po prawej stronie. Lewa strona wszycia rękawów poniżej:

I te zmierzwione włoski sprowokowały mnie do tego, żeby nawet jednego widocznego szwu po nich nie przeszyć, więc wszytko podkładane i podszywane ręczenie... dobrze, że ja lubię :)))

Lśniąca całość na Denatce, ale w lepszym oświetleniu poniżej:

Kiedy pierwszy raz napisałam, że będę coś udowadniać, to wiele osób myślało, że Ślubnemu :))) Ale nie, sobie udowadniałam, że się da, że z najmniej perspektywicznej tkaniny można uszyć coś, co da się założyć, wyjść w tym bez wstydu i wyglądać elegancko i kobieco. Mam nadzieję, że się udało.

***
I ja tu wkrótce wrócę!!! Jutro zapewne, bo się nazbierało całe mnóstwo drobiazgów do opisania, pokazania, wyznania i wyspowiadania (największy mój grzech z ostatnich dni... kupiłam duuuuużo włóczki i troszkę materiału... już nigdzie się nie mieści, stoi w pudle, ale to wszystko przez Ślubnego!!!!!).
A w weekend szykujcie się na akcję ankietową - będzie można głosować na to, co będziemy razem-tworzyć w następnej kolejności.

Aktualizacja puzzlowa oczywiście jest - proszę bardzo.
I postawiona do kąta w ostatnich komentarzach, że kot może być, nawet śpiący, byle był - poprawiam się i oto Mały w wersji diabolicznej :)))

sobota, 23 lutego 2013

WIOSENNY MELANŻ

Wiosny chcęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę... Za oknem jeszcze jej nie widać, chociaż dziś przeuroczy pan pogodynek wieszczył na ekranie nieumiarkowane wzrosty temperatury, a ja łatwowierna jestem, więc się nastawiam. Skoro za oknem nic, to chociaż na drutach wiosennie, ale od początku!

***
Rodzinna znajoma potrafi przytargać Mamie Mojej Rodzonej Jedynej wielkie wory zdobycznej włóczki. Gdzie zdobywa, to nie do końca wiem, ale ilości bywają pokaźne. Włóczka jest przytargiwana w celu uszczęśliwienia mojej Babci Kochanej, która macha drutami od lat i z wiekiem jej nie przechodzi. Jednak ostatnio z wielkich worów dostało się trochę i mnie, bo Mama podsyła mi wszystko, co cienkie i co jej zdaniem "wybitnie ciekawe". I tym sposobem dostałam wiosenny melanż.
Na zdjęciu w towarzystwie pastelowego fioletu, którym "dzieło na melanżu" ma zostać wykończone.

Jak zobaczyłam te kolory, to poczułam charakterystyczne świerzbienie palców, co w mojej galaktyce oznacza: "rzucaj wszystko inne, upychaj po kątach, żeby nie drażniło i rób to!!!". To rzuciłam wszystko w kąt i robi się Malutki Sweterek Wiosenny Na Melanżu.

Zdjęcie oczywiście nie do końca oddaje kolory (wiosny chcęęęęęęęęęęęęęęęęęę, światło do robienia zdjęć w końcu będzie lepsze!!!). Kolorystycznie to jest jak... lody malinowo-miętowo-cytrynowe.

Sweterek będzie malutki, bo włóczki nie jest za dużo, ale co tam - rękawy mogę mieć trzy czwarte, w odzieży wiosennej to się powinno sprawdzić.
Sama włóczka oprócz obłędnych kolorów jest też niewiarygodnie przyjemna w dotyku. Składowo to sztuczność nad sztucznościami (akryl z nylonem), ale jest tak miękka i miła, że najchętniej człowiek by się w robótkę owijał jeszcze na etapie dziergania.

***
Tradycyjnie kota nie będzie, bo śpi.

***
Bardzo dziękuję za wyróżnienie, jakie przyznała mi Ciapara. ale z podaniem kolejnych siedmiu nieznanych faktów z mego życia, bycia i szycia (tudzież dziergania) miałam problem, więc będzie tak:
Po pierwsze - Jestem uzależniona od swojego kalendarza. Gdyby mi ktoś podwędził rzeczony skarb, to koniec, katastrofa i apokalipsa natychmiastowa.
Po drugie - nie mówię do swojego męża po imieniu. Kiedy zaczynam zdanie od "Andrzej", to on wie, że jest źle lub bardzo źle.
Po trzecie - sama nie lubię, kiedy ktoś do mnie mówi "Agnieszko" (robi to tylko moja Teściowa Niepowtarzalna), Aga, Agniecha, wszystko tylko nie "Agnieszko" z przytupem na "gnie".
Po czwarte - Mam gigantyczne zapasy włóczek i materiałów. Tak gigantyczne, że dobra wszelakie z ostatniej paczki do Mamy upychałam w szafie robótkowej kolanem, mamrocząc pod nosem inwektywy przeokropne i obiecując sobie solennie, że przez co najmniej miesiąc nic nie kupię, o nic nie poproszę, a w razie nęcących propozycji odmówię.
Po piąte - Jestem niepoprawną maniaczką książkową i robótkową. Zawsze co najmniej trzy robotki na raz i trzy książki jednocześnie.
Po szóste - Sama jestem zdziwiona tym faktem, ale nie mam w szafie ani jednej pary jeansów... Co więcej - nie odczuwam potrzeby posiadania takowych, ale trzy kolejne spódnice to bardzo chętnie.
Po siódme - Mam wielką słabość do dźwięku skrzypiec. Potrafię go wyłowić z najbardziej złożonej aranżacji piosenki. Co gorsze, nie ważne, co to za rodzaj muzyki, jak są piękne skrzypce, to ja jestem zachwycona, choćby to była kapela rockowa : )))) I może dlatego, kiedy muszę sobie natychmiastowo poprawić humor lub się "zresetować", to zakładam wielkie słuchawki Ślubnego i słucham Vanessy Mae "The Storm" na cały regulator, nie dbając zbytnio o stan bębenków. Zawsze działa!

***
Aktualizacja puzzlowa też oczywiście jest tam, gdzie jej miejsce.

wtorek, 19 lutego 2013

W ŻOŁNIERSKICH SŁOWACH

Melduję, że działania bojowe na froncie rękodzielniczym trwają i wyglądają jak następuje:

1. Projekt, Który Ma Coś Udowodnić wszedł w fazę finalną.

Innymi słowy - wykończeniową. Jak sobie człowiek weźmie prosty model i nawymyśla w nim lamówek, bufiastych rękawów z ozdobnymi mankietami i innych takich, to później się okazuje, że wykończeniówka przestaje być szybkim manewrem i staje się kampanią wielo-wieczorną. Ale kampanią satysfakcjonującą (długie słowo :))).

2. Ruda chusta okazała się niewątpliwym sabotażem w wykonaniu nieznanych wrogich sił i ... została unicestwiona. Poniżej zdjęcie archiwalne :)))

Spruta została. Z powodu tego, że nitka od początku wydawał mi się niemiła, ale łudziłam się naiwnie, iż w formie dzianiny stanie się choć trochę bardziej znośna. Nie stała się, a noszenie chusty bardzo przypominającej włosienicę dla grzesznika stulecia nie wchodzi w grę. Zrobi się toto z czegoś innego, a wściekła nitka pójdzie na serwetę, stół na gryzące odzienie narzekać nie będzie.

3. Z czeluści Robótkowej Szuflady Kuchennej łypnął na mnie porzucony w grudniu błękit. Wyjęłam, przeprosiłam i szydełkuję dalej. Jednak z bluzeczki retro nici... bo nici za mało : )))) Ale to nic, zrobię coś w rodzaju gorsetu, a rękawy i wykończenia przy dekolcie powstaną z delikatnego błękitnego lub białego materiału ewentualnie też na szydełku, ale z innej nitki.


To ja się odmeldowuję i oddalam w zorganizowanym pośpiechu, spróbuję sobie poradzić z resztą wariackich zadań, jakie sobie na dzisiaj zaplanowałam.

czwartek, 14 lutego 2013

WALENTYNKOWA WALKA WYKOŃCZENIOWA

***
To ja zacznę od życzeń - niech Was dzisiaj świat i ludzie kochają, a w przypływie szaleństwa nawet dają temu wyraz w postaci bukietów, bombonierek, bielizny, biżuterii, bibelotów i innych uroczych przedmiotów na "b".

***
Ślubny poprosił o zamieszczenie sprostowania. 
Skończyłam chińskie puzzle i na Twitterze pochwaliłam się, że dostałam wcześniejszy prezent "odślubny" na Walentynki - wielgachne puzzle (13.200 elementów...). 
Puzzle chińskie w pełnej krasie.

Okazuje się, że to był prezent bez okazji! Na Walentynki dostałam coś na "b" - trzecie na liście :)))))
Ślubnemu dziękujemy. Za oba prezenty. Zdjęć prezentu walentynkowego nie będzie, bo nam się tu tłumnie zlecą amatorzy nagich ciał. Natomiast impreza z układaniem puzzli gigantów zapowiada się na tak długą, że raporty o stanie "układalnictwa" będę składać na bieżąco.
Na wczoraj "Stworzenie Adama" wyglądało tak - Adama ni widu, ni słychu, Bóg Ojciec też jeszcze się nie objawił :)))

***
A że dzisiejszy wpis jest najwyraźniej sponsorowany przez literkę "b", więc będzie Błękitna Bluzeczka. Ta, co to powstawała jako folkowa w zamierzeniu i haftowana na ludowo.
Część główna dzianinowa była gotowa już dwa tygodnie temu, a ja zaczęłam intensywną pracę koncepcyjną - jak to ozdobić. Miałam szalony pomysł wykorzystania najnowszego prezentu od Mamusi Mojej Jedynej, czyli babeczki do robienia sznureczków. Robimy kilometry sznureczków i przyszywamy jak aplikację, układając w kwiatowe wzory... zrobiłam jakieś pół kilometra sznureczka i "zniepodobał" mi się pomysł kompletnie, bo wydawało mi się, że to, co powstaje jest zbyt gigantyczne i rzucające się w oczy. A ja chciałam drobne i urocze.
Szydełkowe kwiatki... błeeeee.
Haftowane kwiatki... fuj.
A że nie byłam w  nastroju na walkę wykończeniową, to się wczoraj z uśmiechem na ustach poddałam, posprzątałam po sobie bałagan (jakieś trzydzieści motków i moteczków walających się po stole w kuchni oraz tona sprzętu tnąco-dziergającego) i jest Błękitna Bluzeczka z Czerwonymi Dekoltem Bez Fajerwerków.

Z dekoltu jestem zadowolona niemożebnie. Wyszedł konkursowo. Na ludziu można go sobie obejrzeć na Twitterze, bo się wczoraj tak ucieszyłam z efektu końcowego, że zażyczyłam sobie natychmiastowego uwiecznienia.

Czerwona plisa robiona na szydełku, z zamaskowanym łańcuszkiem przejściem od koloru do koloru.

I oczywiście zostały czerwone akcenty na brzegu rękawów.

Jeśli kiedyś znajdę inspirację, jak toto wykończyć, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to zrobić za jakiś czas. Na razie - zostaje prostota.

***
Na drutach rudości:

Jak się łatwo domyślić chusta. Wyspowiadam się z wzoru i przeznaczenia, jak już będzie nieco więcej widać.

***
I jeszcze jedna kwestia - kursu szycia dla początkujących. Jak się pojawiła pierwsza prośba w komentarzach, żeby coś takiego zrobić, to ja miałam przeświadczenie, że przygotujemy taki "zestaw minimum" - dwa, trzy filmy, a tymczasem z Waszych komentarzy wynika, że zapotrzebowanie jest na taką ilość informacji, że - jak to zażartowałam w jednej z odpowiedzi - musimy nakręcić serial przynajmniej tak długi jak przysłowiowa "Moda na sukces" :))) I dlatego plany zostają nieco zmienione, będzie potrzeba trochę cierpliwości, ale za to dostaniecie duuuużo materiału szkoleniowego.
Filmy pojawią się dopiero w czerwcu... tak, słyszę to głośne buuuuuuuuuuuu, ale... Zrobimy Letnią Szkołę Szycia na Rogu Renifera. Czerwiec to już jest dla mnie taki miesiąc, że zobowiązania zawodowe znacząco maleją, u Ślubnego też, więc będziemy mieli czas. Po drugie długi dzień i słońce poprawi jakość filmów. Teraz kręcenie czegokolwiek to jest wyścig z czasem, a raczej ze zmrokiem. Po trzecie filmy będą się pojawiały w dużych ilościach przez całe lato, ponieważ chcę po prostu zaplanować na ten okres szycie rzeczy różnych i na ich przykładzie pokazać Wam technikę szycia od podstaw.
Takie rozwiązanie umożliwi nam przygotowanie wszystkiego w bardziej komfortowych warunkach i pogodowych i czasowych.

Ale za to... Żeby nie było tak smutno i buuuu trochę osłabło - już na przełomie lutego i marca pojawi się ankieta na temat tego, co ma być kolejnym projektem Razem-tworzonym. Wszystkie Wasze dotychczasowe sugestie mam skrzętnie zapisane, ale jeśli ktoś wpadł jeszcze na jakiś pomysł lub ma jakieś potrzeby, to piszcie. Osoby, które są na blogu krócej i nie do końca wiedzą, o co chodzi odsyłam do wpisu, gdzie pojawiła się poprzednia ankieta :)))

niedziela, 10 lutego 2013

POWITANIE WĘŻA I SKARPETKI MĘŻA

***Powitanie Węża***
Jakoś tak się składa, że podsumowań ilościowych dokonuję pierwszego stycznia, ale do tych jakościowych zabieram się w Chiński Nowy Rok, kiedy już euforia świąteczna opada i łatwiej o realne podsumowanie.
Zajrzałam sobie do baaaardzo długiego wpisu, który powstał na początku Roku Smoka i dziś mogę powiedzieć - to był intensywny, ale bardzo dobry rok. Życie głównie galopowało, ale we właściwym kierunku i bez przeszkód. Nie stało się nic tragicznego ani nawet nic złego. Za to dobrego i bardzo dobrego - sporo. W wielu sprawach udało nam się wyjść na prostą. Za ten rok jestem Opatrzności bardzo wdzięczna.
Dziś zaczynamy Rok Węża - i niech Wam się szczęści w nowym, syczącym roku!!!
A w ramach świętowania...

 ... puzzle w chińskich klimatach. Zaledwie 2000 elementów, ale zabawa przednia. 

***Skarpetki dla męża***
Udało mi się skończyć wczoraj wieczorem. Poprosiłam grzecznie o ostateczną przymiarkę, czy nie za ścisło zamknęłam oczka (nie za ścisło :)))). Po czym poleciłam Ślubnemu skarpetki zdjąć, żeby się nie rozciągały, obkłaczały i takie inne, bo przecież zdjęcia to dopiero rano. Ślubny nawet nie kwęknął. 
Ale za to rano pozwoliłam na położenie nóg na stole... stoliku kawowym :)))

Robione ściągaczem z prawych oczek patentowych. Ciepłe jak kaloryfer, ale nie milutkie w dotyku, bo w składzie głównie prawdziwa, żrąca wełna.


***Zdjęcie, co zawęża***
W komentarzach pod prezentacją Żakiecika Agata poprosiła o zdjęcie tego, jak wygląda z bliska taśma przy dekolcie. Proszę bardzo, trochę nieostre (ten granat fatalnie się fotografuje przy pochmurnej pogodzie),  ale jest - zawężona perspektywa:


***Impreza potężna***
Skończony Żakiet oznacza, że połowa planu krawieckiego wykonana i czas na Projekt, Który Ma Coś Udowodnić. Na razie kwestia tego, co ma udowodnić, niech zostanie tajemnicą. Ale pokazywać mogę do woli. A zatem oto papierowy wykrój na tle materii:

Bardzo mnie bawi, że każdy kawałek papieru jest "rozdziawiony" rozcięciem :))) Przy czym rozdziawienie przodu i tyłu wynika z tak skonstruowanych zaszewek. Natomiast rozdziawienie rękawa to wynik tego, że w oryginalnym projekcie Burdowym był rękaw z dwóch części i wąski jako ten chiński wąż. A ja chcę rękaw z jednego kawałka i szeroki na dole. Ale nie chciało mi się przerysowywać pełnej formy, tylko skleiłam, a linie na dole uzupełnię już na materiale - leniwam...

***I kot...***

I uwierzcie, że jeszcze kilka sekund wcześniej darł ryło aż miło, dając nam do zrozumienia, że się nudzi jak mops i należy się nim zająć.

czwartek, 7 lutego 2013

OTO ONA...

Ten tytuł w całości powinien brzmieć: "Oto ona!!! Obrus i zasłona", bo ostatecznie marynareczka w wersji mini powstawała z okrągłego, wiosennego obrusa oraz zasłony bawełnianej, zakupionych w jedynym słusznym sh po sąsiedzku.

Będzie dużo zdjęć i dużo Denatki na zdjęciach, ale bez marudzenia proszę - fotografa nie było, statywu nie było, nastroju na zabawy "lustereczko, powiedz przecie, jak ja mam stanąć, żeby coś było widać, a nie tylko aparat" też nie było. Zatem jest bardzo wdzięczna wizualnie Denatka w żakieciku!

Zaczniemy od ujęcia "z frontu", bo na tymże ujęciu widać wszystko, co się widzieć powinno - konstrukcyjnie i zdobniczo.

Ujęcie "z frontu" uzupełnimy ujęciem "lekko pod kątem".

I w celu dopełnienia obrazu - ujęcie "od rufy".

Model oryginalny był w dodatku do Burdy Szycie Krok Po Kroku (numer 2/2011, model 1c), ale został zmodyfikowany. Co nie zmienia faktu, że sam projekt polecam - wymiarówka nie woła o pomstę do nieba, instrukcja szycia czytelna (w końcu to Szycie Krok Po Kroku), a sam model wdzięczny i nie taki trudny technicznie, jakby z obrazka wyglądało - szczególnie, jeśli się wyrzuci stójkę.

Oczywiście sesja fotograficzna Denatki nie mogła się obejść bez uwiecznienia wiosennej podszewki. A zatem pokaż się, lewa strono!

I w zbliżeniu detale lewej strony, żeby sobie pooglądać kwiatki z bliska i obowiązkową fałdkę podszewki na tyle:

I jeszcze szybka recenzja przyszywania ręcznego ozdobnych taśm. To nie był zły pomysł, ale... o ale za moment.
Na życzenie wyrażone w komentarzach pod poprzednim wpisem o powstawaniu żakietu poniżej zdjęcie miejsca łączenia taśmy na rękawie (bo ręczne przyszywanie oznaczało, że nie wszyję końcówek taśmy w szew).
Z daleka wygląda tak:

W zbliżeniu tak:

Za to imprezę rozrywkową zafundowałam sobie, upierając się na przyszywanie taśmy wzdłuż półokrągłego dekoltu. Po przyszyciu po zewnętrznym obwodzie miałam takie "falbanki" do ukrycia na górnej linii:

Na szczęście taśma jest miękka i wykazała chęć współpracy - przymarszczyłam ją równiutko i przyszyłam, walcząc o to, by zachować kształt idealnego koła także wzdłuż górnej krawędzi. Powiem tyle - gdyby ta taśma była chociaż minimalnie sztywniejsza lub szersza, to zadanie byłoby niewykonalne, ale jak widać na zdjęciach całości - wyszło może nie perfekcyjnie, ale na pewno znośnie.

***
I jest sprawa!!! Zostaliśmy zapytani w komentarzach - to znaczy ja i Ślubny - czy moglibyśmy przygotować materiał szkoleniowy "szycie dla baaaardzo początkujących". W ramach sugestii, co powinno się tam znaleźć pojawiły się takie kwestie:
- jakie stopki do czego,
- jaki szew do czego,
- regulowanie naprężenia nitki,
- szerokość ściegów.
I my w sumie bardzo chętnie taki film lub kilka filmów dla osób, które dopiero z maszyną się zaprzyjaźniają, przygotujemy, ale w związku z tym mam do Was prośbę. Podrzućcie w komentarzach pomysły na to, co jeszcze jest problemem dla osób zaczynających szyć lub informacji o jakich podstawowych kwestiach nie możecie znaleźć i warto o nich powiedzieć w takim materiale. Bo skoro już coś robić, to niech to zawiera to, co się rzeczywiście początkującym przyda.

***
W ramach odpoczynku po-żakietowego będę kończyć skarpetki dla Ślubnego i... nadmiernie wykorzystywać babeczkę do robienia sznureczków :)))) Efekty molestowania babeczki mam nadzieję już wkrótce.
I żeby wśród dzisiejszych fotek był choć jeden element żywy, a nie tylko dostojna Denatka, to proszę bardzo oto on!

niedziela, 3 lutego 2013

Z ORYGINAŁU ZOSTAŁO JAK ZWYKLE... TROCHĘ

Szyje się!!! W końcu!
Żakiecik Bardzo Chciany przestał być wczoraj zbiorowiskiem skrawków materiałów dwóch i przeobraził się w warstwę wierzchnią i warstwę spodnią - w odwrotnej kolejności się przeobrażał, ale kto by tam zwracał uwagę na takie drobiazgi.

To zacznę od tego, co zasygnalizowane w tytule - model oryginalny został przeze mnie potraktowany jedynie jako sugestia.

Pożegnałam: stójkę, pagony, zapięcie i zdobienia na rękawach w formie proponowanej przez Burdę. Minimalnie przedłużyłam to maleństwo, bo jakoś nie mogłam się pogodzić z tym, że będzie mi wiało w dolne żebra, ale i tak całość będzie sięgała równiutko do pasa. 
Zamiast wersji militarnej będzie wersja lekko folkowa. Poniżej fotka warstwy wierzchniej w formie półproduktu, ale z upiętą ozdobną taśmą w miejscach docelowych, żeby było wiadomo, w którym kierunku zmierzam.

I teraz będzie wyznanie, które może mnie bumerangiem łupnąć w czółko w ciągu najbliższych godzin, kiedy z powrotem siądę do szycia - ten żakiet sam się szyje (i niech tak zostanie!!!). Bez problemów, bez walki, bez dopasowywania czegokolwiek. I owszem, na etapie przerysowywania wykroju i krojenia sprawdzałam wszystko trzy razy, ale i tak się bałam, że taki tyci żakiecik da mi popalić, bo nie będzie leżał. A on leży jak na miarę szyty :)))

Przy okazji pochwalę konstrukcję. Doskonale mu robią zaszewki na tyle, tuż pod linią podkroju szyi oraz profilowany szew na środku pleców, zbierający nadmiar materiału na linii talii.

No i teraz będzie o szyciu po Ślubnym. Biorąc pod uwagę, jakich szczytów precyzji sięga Mąż Mój Jak Dotąd Jedyny, to mnie nie pozostaje nic innego. I dlatego bez sekundy zastanowienia wykonałam stebnowania wszędzie, gdzie wydało mi się to wskazane, pilnując każdego piksela :)))) Ale ja jestem wielką fanką przestebnowanych szwów, więc to nie stanowiło wielkiej zmiany w stosunku do "szycia przed Ślubnym".

Natomiast przy podszewce nie pozostało mi nic innego, jak szyć wszystko szwem francuskim, bo skoro Ślubny może... :))))
Ale z drugiej strony to materiał na podszewkę pozyskany z wiosennego obrusa okazał się nitko-siejący w stopniu nie do opisania. Dlatego szwy, które kryją wszelkie farfocle w środku, to i tak była konieczność.

Ale pomimo tego, że materiał się "siejpie" to i tak uważam, że wybór był strzałem w dziesiątkę, bo będzie to absolutnie najbardziej odjechana podszewka, jaką dotąd wszyłam. I taka "tajna", bo wykrój przewiduje bardzo szerokie odszycia przodu, więc będzie jej widać malutko, ale sama świadomość, że ma się radosną łączkę pod spodem i te folkowe kwiatki jako taśmę na wierzchu poprawia humor.

I jeszcze o łamaniu zasad. Ogólnie przyjmuje się, że przyszywanie ozdobnych taśm następuje na takim etapie szycia, żeby można było końcówki tych taśm wszyć w szwy... I wczoraj przed zszyciem rękawów przez trzydzieści sekund rozważałam wszycie taśmy... I doszłam do wniosku, że złamię wszelkie zasady. Taśma zostanie przyszyta ręcznie tak, żeby tego szycia nie było widać, dopiero po skończeniu warstwy wierzchniej. Bo mój perfekcjonizm zajęczał na samą myśl, że przy wszywaniu odszyć może mi się szew przesunąć i nagle idealnie przyszyta taśma przestanie leżeć w precyzyjnie odmierzonej odległości od podkroju szyi. Ja wiem, że tylko dodaję sobie ręcznej roboty, ale z drugiej strony, jeśli mam przeżywać stresy, że coś jest nie tak, to ja to zrobię po swojemu. W końcu zasady są po to, żeby je łamać.